niedziela, 6 listopada 2011

Bory Dolnośląskie

Jesienią postanowiliśmy przejechać jedną z tras turystycznych z przewodnika Auto Świat 4x4. Wybrana trasa prowadzi ze Zgorzelca do Żagania. Jedzie Tomek ze mną i Sławek na pusto.

Dojazd dość długi asfaltami i w sumie nieciekawy, jeśli nie liczyć zbulwersowanego dziadka pod Widziszewem na którego „terenie prywatnym” czekamy na Sławka. Potem jeszcze okazuje się, że droga którą wyznaczyłem na automapie terenowej, prowadzi też przez obszar jakiegoś zakładu pracy. Sławek na pewniaka forsuje bramę, mi natomiast na widok machającego ochroniarza coś strzela do głowy żeby się zatrzymać i tak to zepsułem całą zabawę. Generalnie coś mi ta trasa dojazdowa nie wyszła, następnego dnia Sławek prowadził do domu i było znacznie ciekawiej.

W Zgorzelcu męczymy pizzę i ruszamy na trasę z przewodnika. Trasa wiedzie normalnymi drogami, potem trochę szutrów, ale generalnie nic specjalnego. Mimo wszystko szybkie przejazdy szutrami dały się we znaki zawieszeniu. Pod koniec dnia słychać coraz głośniejsze stukanie na każdym wyboju – powtórka z ostatniej trasy offroadowej w Albanii.

Mniej więcej w połowie trasy mamy umówiony nocleg z ogniskiem. Docieramy tam popołudniem , jeszcze jest jasno. Przygotowujemy sobie ognisko.

Ok 22:00 gospodarz z przyjacielem przyszli zagrać i śpiewać dla nas – klimat naprawdę niepowtarzalny. Długo będę wspominał gitarowy koncert dwóch sołtysów. Dzięki Włodek za tę noc :)

Tomek odkrywa w sobie powołanie do pilnowania ognia, ognisko w porywach osiąga wysokość trzech metrów. Po drewno chodzimy coraz dalej i dalej , a gitary w zależności od tego ile Tomek dorzuci stroją co chwilę inaczej. Piroman.

Rano patrol jedzie jak nowy – zero stukania. Najwyraźniej się zregenerował. Potem okazuje się że to amory dobinsonsa tak robią jak nie mają oleju i się nagrzeją (w tym roku będzie wymiana ale już na inne raczej bo ten dobinsons to panie lipa jakaś jest)
Oglądamy jeszcze fajne krówki u Włodka i gdy wreszcie czujemy się na siłach, jedziemy drugą połowę trasy z roadbooka.
Cała ta trasa offroadowo jest po prostu słabiutka , no ale zapomnieliśmy że pochodzi z przewodnika pisanego dla Skody Yeti :)

Dopiero gdy Sławek przejmuje pałeczkę w nawigacji to zaczyna się robić ciekawie. Wbijamy się w jakieś przypadkowe drogi leśno-łąkowe i próbujemy cisnąć przed siebie. Znajdujemy nawet ciekawy teren, aby po godzinie stwierdzić, że z trzech stron jesteśmy otoczeni przez kanał, którego nie da się sforsować. Za to mamy trochę zabawy przy nasypie koło słupa. Jest też błoto i akcja z liną.

Po drodze próbujemy przejechać przez poligon ale po chwili coś nam mówi żeby zawrócić, no i dobrze bo leśniczy na wjeździe twierdzi, że dziś akurat są tam manewry NATO.

W gęstym lasku w Bukowej Górze, Sławek odnajduje swoje przeznaczenie. Potem już po zmroku prowadzi nas jeszcze w jakieś krzaczory ale nic więcej już z tego nie wynika :)