niedziela, 24 stycznia 2016

Mikra jeździ jak szalona


Styczniowa edycja Parszywej odbywa się na kolejnym już torze, tym razem w Rzgowie nieopodal centrum handlowego Ptak. Pogoda jest idealnie zimowa, dużo śniegu, niewielki mróz, bezwietrznie, czyli da się wytrzymać bez okien. Startujących mało, bo tylko 16 załóg, więc organizatorzy robią dwie rundy po 8 samochodów i finał, do którego dopuszczają 12 (po 6 najlepszych z każdej rundy).


Tym razem wszystko jest inaczej: nowy, bardzo fajny tor z wzniesieniem i potwornymi dziurami, kamieniami i kawałkami betonu, brak stałej obecności spychaczy na torze, 10 minut jazdy, czerwona flaga, przerwa na czyszczenie toru i restart. Można powiedzieć, że to „dobra zmiana” ciekawe czy się przyjmie.


Na starcie pierwszego etapu ustawiają nas wg kolejności zgłoszeń. Jako że zgłosiłem się na tą edycję zanim jeszcze było wiadomo czy i kiedy się ona odbędzie, startuję z pierwszej pary. Nieoczekiwanie na starcie czeka mnie test alkomatem, pierwszy jest chyba rozkalibrowany, więc trzeba użyć zapasowego, który „działa” ufff.


Jedzie się bardzo dobrze, zwłaszcza na początku gdzie są ogromne dziury, zdobywam dużą przewagę do następnej załogi, bo trzy auta zakopują się na pierwszej połowie toru, które jest trochę pod górkę. Poza tym, że są dziury, to jest bardzo ślisko przez rozjeżdżony śnieg i oblodzone kamienie. Pechowcy zostają już na torze stanowiąc dodatkowe elementy „wystroju”. Jadę ostrożnie cały czas starając się nie zostać częścią toru jak oni. Nie udaje mi się utrzymać prowadzenia cały czas, ale kończę na drugiej pozycji, co daje mi pole position w finale.




Finał to już duża adrenalina i walka o utrzymanie się w pierwszej trójce. Niestety tu już emocje są zbyt silne i nie zawsze udaje mi się zachować zimną krew. Popełniam kilka błędów jadąc za szybko, w efekcie obraca mnie na zakręcie lub wypadam na moment z toru. Walka o pudło zamienia się stopniowo w walkę o utrzymanie w pierwszej piątce. W drugiej połowie rundy finałowej, pozostaje mi już tylko liczyć na to, że inni popełnią więcej błędów niż ja. Dodatkowym urozmaiceniem do bardzo zróżnicowanego toru: dziury, podjazd, głazy, zjazd, zakręt 180 na lodzie, stanowi strefa kibiców, którzy nieustannie rzucają śnieżkami. Jako że nie mam okien, jestem atrakcyjnym celem i dostaję kilka celnych strzałów. Jeden cwaniak nawet trafia mnie w szyję schładzając emocje. Trochę to denerwuje, bo odruchowo dodaję tam gazu a za chwilę jest ostry zakręt, na którym potem regularnie kręcę piruety.









Im bliżej końca tym bardziej dodaję gazu na dziurach, bo już mniej boję się o samochód. Kończę na silnej piątej pozycji z liczbą 14 okrążeń, tak jak na miejscu 3 i 4. To najlepszy jak dotychczas wynik i najbardziej udany start, również,dlatego że obyło się bez większych problemów technicznych. Jedynie drzwi po którymś zderzeniu nie chcą się już zamykać, więc przed finałem naprawiam gumą i uszczelką. Prawe drzwi już dawno się nie otwierają wiec wejście jest teraz tyłem. Na pierwszy rzut oka widać, że w finale urwałem jeszcze wahacz przy lewym kole. Było zajebiście ale trzeba przemyśleć dalsze losy srebrnej strzały.



a filmik z drona: tutaj
a nasz filmik: tutaj