Trochę depresyjne, ciemne i zimne zimowe miesiące spędzam na szperaniu po Internecie. Zdjęcie Datsuna z targów Retro Motor Show już mi nie wystarczy, chcę takiego kupić. Męczy mnie ten temat kilka tygodni, niestety podaż jest niewielka a ceny też nie zachęcają. W końcu jednak udaje mi się znaleźć jeden egzemplarz niedaleko i w przystępnej cenie. Czerwony, lekko stuningowany na poszerzonych oponach, ogólnie w prawie idealnym stanie. Umawiam się z właścicielem na oglądanie już po 18tej. Trochę błądzę na osiedlu jest straszny mróz, nie mogę zaparkować potem ledwo daję radę na ciemnych i oblodzonych chodnikach doczłapać się w swoich biurowych trzewikach do klatki schodowej. Otwiera mi bardzo miły człowiek w średnim wieku. W mikroskopijnym mieszkaniu na parterze panuje atmosfera skupienia, jak w świątyni buddyjskiej. Wszyscy domownicy leżą w pościeli i patrzą w tablety. Cisza, której nie śmiem naruszać. Nad łóżkiem dwie duże półki wypełnione zakurzonymi skarbami pana domu. Biorę jeden do ręki i gruba warstwa pyłu sypie się na leżącą w łożu kobietę: „Nie pozwala mi ich czyścić” słyszę. „Mogłaby połamać antenki albo porysować lakier.” „Teraz już zbieram tylko amerykańskie i pozbywam się reszty, bo nie mam miejsca” mówi wręczając mi Datsuna. Kolekcja fajna, myślę sobie, tylko słabo z ekspozycją. „A pan co zbiera?” Szybko wymyśl coś! „Zbieram auta, które chciałbym mieć, ale mnie na nie nie stać”. Pfffff.
A tak wygląda pierwszy model z tej wielkiej kolekcji: Datsun 240Z w skali 1:24



