To już, a może dopiero, druga wizyta na torze w tym sezonie. Pierwsza nie była warta wzmianki, gdyż kończy się po połowie okrążenia. Auto gaśnie podobnie jak w zeszłym roku, tylko wtedy nie wiedziałam w czym rzecz a teraz już znajduję regułę, mianowicie gaśnie przy każdym ostrym skręcie w prawo. Każdy powie: „to skręcaj w lewo” i może na owalnym torze Daytona International Speedway na Florydzie jest to do zrobienia ale w Łodzi mamy kilka zakrętów w prawo. Myślę że to kwestia dopływu paliwa, więc coś w zbiorniku, może pompa, jakiś wężyk itp. Szukam mechanika, który ogranie temat ale to zagadka z którą nie każdy się chce zmierzyć. W końcu jeden warsztat się podejmuje. Wymieniają kilka poluzowanych zacisków, jakoś tam niby przestawiają to co pobiera paliwo ze zbiornika, mija kilka tygodni i dziś znów jestem na torze.
Na pierwszym zakręcie w prawo cała historia się powtarza. Noszzz kurwa, krew zalewa mi oczy, kończę okrążenie i tak jak jestem w kasku zapierdalam prościutko na Orlen do Zgierza. Wracam z pełnym zbiornikiem w sam raz na kolejną rundę. Tak jak myślałem: problem solved, no issues, corective action successfully applied. Beemka idzie jak dzika na zakrętach a jedyny efekt niepożądany to smród paliwa, które ewidentnie nadal leje się gdzieś pod maską. Na tym całym wkurwie udaje mi się nawet troszkę poprawić zeszłoroczny wynik. Co prawda o niecałe pół sekundy ale odnajduję spokój duszy i z Hulka zamieniam się w Brucea Bannera. Warto było, a nie wiem czy jeszcze w tym roku zdążę ogarnąć ten układ paliwa żeby znów pojeździć.
Przy okazji chyba trochę leczę się z fascynacji Mustangiem GT, występującym dziś pod numerem trzy.




