Pomysł wymiany Qashqaia na coś nowego i bardziej dopasowanego moich potrzeb oraz gustu pączkuje i rozwija się przez kilka ostatnich miesięcy. Celuję w małe miejskie auto w którym komfortowo można spędzić kilkadziesiąt minut dziennie w korkach oraz okazjonalnie przejechać kilkaset kilometrów trasy.
Mówiąc "komfortowo" mam na myśli opuszczaną szybę od strony kierowcy, ogrzewanie, manualną klimatyzację, dobre głośniki z bluetooth oraz automatyczną skrzynię biegów. Dobrze by było gdyby samochód mi się podobał i dawał choć trochę frajdy z jazdy. Po intensywnym reaserchu internetowym na polu bitwy pozostają w zasadzie dwa pojazdy: Nissan Micra generacji piątej oraz Ford Fiesta generacji siódmej.
Odwiedzam więc salony i analizuję dostępne opcje. Pierwszy raz w życiu szukam nowego samochodu i ku mojemu zdziwieniu okazuje się, że auta nie można sobie skonfigurować jak pizzy. To znaczy, że nie kupisz najtańszej "budy" z szybami na korbkę z mocniejszym silnikiem i stalowymi felgami. Co to to nie, jak chcesz dynamicznej jazdy (albo powiedzmy elastyczności) to już musisz kupić bogatsze i droższe wyposażenie, którego niekoniecznie potrzebujesz. No ale za coś ci spece od marketingu w koncernach motoryzacyjnych biorą ciężkie miliony.
Jak to już w życiu bywa, w miarę zdobywania informacji weryfikujemy swoje oczekiwania, na plus lub na minus, Ja w pierwszej kolejności leczę się z automatycznej skrzyni biegów. Owszem jest to wygodne ale zarówno w Nissanie jak i Fordzie dostępne są tylko z silnikami 100 KM, które moim zdaniem, nawet ze skrzynią manualną odpychają się ledwie zadowalająco. Z automatem będzie to jeszcze wolniej ruszało na światłach. W dodatku automatyczna skrzynia biegów tak bardzo podnosi cenę, że auto z mocniejszym silnikiem staje się tańsze od stukonnego automatu.
W czasie wakacji nie ma w w Łodzi żadnej Fiesty dostępnej do jazd próbnych, oglądam ją tylko w salonie i raczej nie robi na mnie większego wrażenia, niezbyt podoba mi się wnętrze zarówno materiały jak i design, a już przede wszystkim ten wystający centralnie tablet, który nieodzownie przypomina mi moją samoróbkę z Patrola.
Micra natomiast jest ładna i w środku i na zewnątrz. Nie ma w sobie nic z poprzednich pokracznych generacji. Jazda próbna egzemplarzem o mocy 100 KM jest poprawna, czyli jedzie i skręca w miarę tak jak oczekiwałem. Jednolitrowy trzycylindrowy silnik z turbiną wydaje śmieszne dźwięki podczas przyspieszania, co zaliczam jako "part of the fun". Jestem prawie zdecydowany spędzić kolejne lata we wnętrzu następnego Nissana pod warunkiem, że uda się znaleźć auto dmuchnięte do 117 koni.
W tak zwanym międzyczasie kończą się wakacje i znad Bałtyku wracają testowe egzemplarze Forda Fiesty. Jedyny powód dla którego czekam na to auto ponad miesiąc, to dobre internetowe opinie na temat ich układu jezdnego.
Na jazdę próbną dostajemy troszkę podniesioną Fiestę Active z sinikiem 125 KM i w ciągu dziesięciu minut spędzonych za kierownicą tego autka rzeczywiście zmieniają się zasady gry.
Oczywiście jedzie żwawiej niż stukonna Micra, ale to nie wszystko, dużo lepiej zachowuje się na zakrętach, w zasadzie nie udaje mi się wprowadzić jej w podsterowność. Zawieszenie jest zestrojone dość sztywno, wystarczająco by czuć auto na zakrętach, ale nie na tyle sztywno by to miało obniżyć komfort jazdy. Jest po prostu idealnie. Silnik pracuje cicho ale fajnie zadziornie warczy podczas przyspieszania. Wszystko to co czytałem o Fieście przez ostatnie tygodnie, można sparafrazować jako: "Przejedziesz się - zakochasz się" jest prawdą. Warto było czekać. Poziom funu jaki daje jazda Fordem zdecydowanie przekracza moje oczekiwania i w ogóle oczekiwania jakie stawia się przed cywilnym miejskim kompaktem.
Piętnaście minut po przejażdżce Fiestą mamy drugą jazdę Micrą, ot dla porównania. To porównanie jeszcze bardziej przeważa szalę na korzyść niebieskiego jajka. Już wiem, że albo Fiesta albo nic.
Kilka dni później wracamy złożyć zamówienie na minimalistyczną Fiestę Titanium z silnikiem 125KM. Proszę nie pytać mnie o szczegóły jak to się stało, że zakupiona została najbardziej wypasiona edycja ST-line z najmocniejszą jednostką napędową 140KM. To już magiczne sekrety dealera samochodowego. Z grubsza magia wygląda tak, że nagle samochody, które możesz zamówić drożeją a te które są na placu, tanieją. W efekcie po kilku dniach dyskusji w domu i dodatkowych negocjacji z panem Markiem, zamiast nudnym miejskim autkiem, wyjeżdżam z salonu czarnym hot-hatchem w limitowanej serii Black Edition z paskami mocy, światłami LED, automatyczną klimatyzacją, składanymi lusterkami, czujnikami parkowania, podgrzewanymi fotelami, w sportowej stylizacji wnętrza i z rewelacyjnym dziesięciogłośnikowym systemem audio Bang and Olufsen.
Ciężko mi pisać obiektywnie o aucie w którym jestem zakochany. Jeździ się nim jeszcze lepiej niż testową Active, posiada usportowione trochę twardsze zawieszenie a nadal nie jest to kosztem wygody. System audio jest wyższej jakości niż cokolwiek co dotychczas miałem w domu lub w jakimkolwiek samochodzie. Muzyki mógłbym w nim słuchać non stop, gdyby nie ten hipnotyzujący dźwięk trzycylindrowego silniczka, który po dodaniu gazu warczy jak mops na listonosza.
Ogólnie nie chce mi się z niego wysiadać a jak już wysiądę to dwa razy muszę się na parkingu obejrzeć. Tak teraz mam.
Znalazłem auto idealne do miasta. Jeszcze nie sportowe, ale już dające ogromną radość z jazdy przy zachowaniu wszystkich wygód. Jeśli więc zastanawiasz się czytelniczko co kupić swojemu facetowi na dzień chłopaka to Fiesta ST-line jest bardzo dobrym pomysłem, zwłaszcza jeśli chłopak, podobnie jak ja, ma już jedną porządnie tuningowaną Fiestę ST.




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz