poniedziałek, 24 września 2018

London calling

Bawiąc w Londynie mam okazję przejechać się tutejszą taksówką i to przez całe dwanaście minut. Londyńskie taksówki już na pierwszy rzut oka robią niesamowite wrażenie, bo nie tylko wyglądają świetnie, klasycznie, pasując do tych wszechobecnych wiktoriańskich budowli, to jeszcze są bardzo praktyczne. Pojazd od początku projektowany jako taksówka zawsze będzie lepszy niż dowolny Mercedes okular czy inny Logan. Tylna przestrzeń bez problemu pomieści pięć osób lub trzy z dużymi bagażami. Podłoga jest płaska i jest tu trochę jak w mini autobusie: plastikowa tapicerka, stalowe drążki w roli uchwytów, podnoszone siedzenia, szofer oddzielony szybką.



Wyobrażam sobie, że w razie "wypadku" bardzo łatwo doprowadzić całość do porządku myjką ciśnieniową lub mokrą szmatą. Zaskakujący jest też bardzo mały promień skrętu. Chcąc nas wypuścić, kierowca bez trudu zawraca na przeciętnie wąskiej uliczce, na jeden raz. Zbieram szczękę z podłogi, poprawiam melonik, chwytam za parasol i wysiadam z taksówki. Nie mam więcej pytań.
Następnego dnia moja kolekcja wzbogaca się o metalowy model Austina FX4 kupiony w pierwszym lepszym sklepie z pamiątkami. Autko jest sygnowane przez Welly w skali mniej więcej 1:38, przednie drzwi ma otwierane a tylne zaspawane.



W tym samym czasie Madzia przywozi mi z Indii tuk-tuka. Co prawda nie miałem szansy takim jechać, ale przy pierwszej delegacji do tego wspaniałego kraju na pewno nadrobię te braki. Taki tuk-tuk to w zasadzie indyjski odpowiednik taksówki więc aż się prosi o porównanie typu: jak daleko padło jabłko od jabłoni. Ciekawe jaki ma promień skrętu.


Modelik jest plastikowy a pudełko dumnie głosi, iż został zapakowany i wypuszczony na rynek przez IS Corporation z Gurgaon, co już samo w sobie budzi respekt. Skala to mniej więcej 1:24.


Zastanawiam się, czy on naprawdę "oddycha duchem Indii" czy raczej mieszkańcy Indii oddychają jego dwusuwowym duchem. Naklejka "green India" jest tu prawdopodobnie po to, aby zmylić bojowników o ochronę środowiska, jeśli tacy w Indiach istnieją.

Co je łączy poza oczywistymi skojarzeniami post-kolonialnymi? Oba modele są w założeniu czarne i wyposażone w napęd "pull back action". Wyścig równoległy na ćwierć salonu nie przynosi rozstrzygnięcia kwestii, który z nich jest szybszy, ponieważ hindus ma luzy na przednim kole i nie chce jechać równolegle czyli prosto przed siebie.
Ogólnie na poziomie modeli jednak to tuk-tuk wygrywa, bo jest z szoferem a żeby pobawić się London Taxi trzeba poszukać ludzika. No i jest "eko" bo ma wspomnianą naklejkę i jedno koło mniej, czyli zużyli na jego produkcję mniej surowców.

piątek, 21 września 2018

Elektroskuter

Czym najlepiej dojechać na przetarg do Urzędu Miasta w godzinach szczytu w centrum Łodzi, gdzie nie dość, że są dzikie przedwyborcze remonty to jeszcze wspomniany wyżej urząd otwarcie walczy z motoryzacją zwężając drogi i likwidując miejsca parkingowe? Tylko i wyłącznie skuterem elektrycznym, oczywiście jeśli pogoda dopisuje.



W Łodzi znalazłem dwie firmy udostępniające tego rodzaju usługi, z czego jedna wymaga przedpłaty a jej aplikacja ma fatalne opinie. Oszczędzam więc sobie nerwów i rejestruję się u konkurencji wolnej od wymienionych wad i dysponującej flotą około czterdziestu skuterków, w miarę losowo rozmieszczonych po całym śródmieściu. 
Po skorzystaniu opinię mam taką, że jest to bardzo użyteczne w czasie ładnej pogody, ale "fun" jest tylko za pierwszym razem. Minus za brak jakiegokolwiek warczenia, jedyne odgłosy jakie skuter z siebie wydaje to skrzypienie przedniego amortyzatora, czy tam innego elementu.  Plus za to, że można jeździć tam gdzie rowery a jest dwa razy od roweru szybszy i nie trzeba pedałować. Wygrywa z tramwajem i autobusem, bo one stoją w korkach tak samo jak samochody, wygrywa również z metrem, bo metra nie ma. Problemem jest tylko ograniczona dostępność i nigdy nie wiesz gdzie będzie czekał najbliższy skuter, gdy go potrzebujesz. Na pewno jeszcze nie raz użyję.