niedziela, 28 czerwca 2015

KZK o Puchar Ptaka

Dzisiejsza wizyta przy centrum handlowym w Rzgowie, to był dobry pomysł. Ćwiczenie jazdy na mokrym asfalcie i lekcja, z której morał to: Do „zręcznego kierowcy” długa jeszcze droga.

Tor przygotowany na terenie rozległego i bardzo równego parkingu, co w połączeniu z deszczową pogodą dawało nadzieje na łatwe poślizgi. Impreza bardzo krótka, bo ok 2 godziny, z czego i tak nie chciało mi się czekać do końca. Po trzech regulaminowych przejazdach, zawijamy w swoją drogę. Mimo to fajna atmosfera. Dziewczyny też będą miały co wspominać, bo mimo ewidentnie słabiutkiego wyniku, z kabiny wcale to tak nie wygląda, nasłuchałem się krzyków „zwolnij, przyspiesz, łaaaaaa” itp.

Do tego rodzaju startów, nastawionych na krótkie proste, slalomy miedzy oponami i kółeczka dookoła beczki, ewidentnie brakuje mi jakiegokolwiek przygotowania. Największe rozczarowanie to próba pętli dookoła tej właśnie beczki. Miał być drift a za każdym razem kończy się wielkim łukiem z półobrotem, potem już trzeba cofać i powtarzać. Większość przednionapędówek nawet na ręcznym dawała radę zrobić to kółeczko. Potem już jadę tam jak dziadek i ostrożnie omijam beczkę na ile pozwala promień skrętu…

No i błąd, że nie chciało mi się zmienić kół, w efekcie boję się o moje śliczne felgi no i mam zbyt dobrą przyczepność na tych nowych oponkach. Trzeba potrenować te obroty i slalomy. Gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie…


niedziela, 21 czerwca 2015

Cry Sagan IV

Nie da rady pisać o czwartym Land Saganie bez taniego sentymentalizmu. Dopiero, co pozbyłem się Parcha a tu zewsząd atakują takie wspomnienia. Przyjeżdżam oczywiście mimo wszystko, zobaczyć, pogadać, może komuś pomóc itd. Gerard proponuje żebym jechał z Grześkiem i jego córką, kierowca się zgadza, zostaję więc pilotem. Ja – gościu, który wciąż po Łodzi jeździ z nawigacją… Na szczęście moja nowa ekipa nie czuje ciśnienia i nie ma presji na wynik. Mimo to a może właśnie dlatego, bawimy się świetnie gubiąc się, znajdując, wracając, rozkminiając sprzeczne symbole, szukając pieczątek i olewając pieczątki.





Tegoroczny rajd jest w klimatach arabskich i jak zwykle Glim pod względem scenariuszowym spisał się na medal. Jeśli chodzi o trasę to moim zdaniem była ciut za długa a terenowo za łatwa. Na szczęście roadbook miał trochę mniej błędów niż rok temu i nie było też takich wielkich problemów z szukaniem pieczątek. Trzymamy się w większej grupie, raczej początkujących, więc automatycznie na mecie pojawiamy się bardzo późno, niemniej jednak z satysfakcją zaliczenia całości. Obserując ludzi przypominają się moje pierwsze wypady patrolem, badanie terenu i możliwości auta, pierwsze błota: przejadę / nie przejadę / łał przejechałem…




Generalnie fajni ludzie, fajna zabawa, no i tym razem wygrał Land Rover, w zasadzie były chyba tylko trzy niehinduskie auta a Patrola żadnego.

Następnego dnia żegnam się i zabieram beemkę na wskazany przez Wojtka tor w Tomaszowie. Niestety jest niedziela i zamknięte na cztery spusty. Szkoda bo wygląda naprawdę profi a tak daleko do Łodzi, więc pewnie nie poćwiczę już na nim.


Plan B też nie wypala, mianowicie miałem zamienić koła i poupalać na dziko na starym lotnisku pod Szprotawą. Miejsce upatrzone wczoraj na rajdzie. Niestety odkrywam, że oryginalnym kluczem nie jestem w stanie odkręcić nawet jednej szpilki z dokręconych w warsztacie w którym robilem felgi. Fuck, innych narzędzi nie zabrałem, będzie trzeba kupić jakiś klucz dla dorosłych, najlepiej teleskopowy. 

sobota, 6 czerwca 2015

Rajd Wiosny

Biorę Micrę i jadę tak trochę popatrzeć na pobliski "rajd wiosny" wynaleziony na fejsie. Na miejscu okazuje się, że nigdy nie było tu przypadku, aby ktoś startował bez pilota, muszę czekać na decyzję organizatora o dopuszczeniu do startu. Zresztą jak już widzę, co tam przyjechało, to wiem że mój udział będzie bardzo symboliczny. Przygotowane fury z klatkami i pneumatykami a mój ręczny nawet nie działa. Dzień wcześniej trochę odchudzałem i pozbyłem się foteli tak, więc nawet gdybym chciał to żadnego pilota nie wezmę. Ostatecznie jest zgoda i startuję sobie w tym rajdzie.

Całość odbywa się na terenie jakiś wyrobisk, z pięćdziesięcioletnimi szczątkami asfaltu oraz na parkingu jakiegoś magazynu kruszywa. Generalnie bliżej tu do parszywej niż prawdziwego rajdu, a tu formuła szybkościowa, no ale kto co lubi.

Organizacja też trochę kuleje, bo odcinki są oddalone od siebie o kilkanaście km i ten dystans trzeba pokonywać wielokrotnie, bo starty na nich są naprzemienne. Po drugiej kolejce mówię pas i wracam do Łodzi.

Mimo to fajne przeżycie, choć ten samochód nie jest do tego, to można potraktować jak trening dla micry przed parszywą w lipcu.