Tegoroczny rajd jest w klimatach arabskich i jak zwykle Glim pod względem scenariuszowym spisał się na medal. Jeśli chodzi o trasę to moim zdaniem była ciut za długa a terenowo za łatwa. Na szczęście roadbook miał trochę mniej błędów niż rok temu i nie było też takich wielkich problemów z szukaniem pieczątek. Trzymamy się w większej grupie, raczej początkujących, więc automatycznie na mecie pojawiamy się bardzo późno, niemniej jednak z satysfakcją zaliczenia całości. Obserując ludzi przypominają się moje pierwsze wypady patrolem, badanie terenu i możliwości auta, pierwsze błota: przejadę / nie przejadę / łał przejechałem…
Generalnie fajni ludzie, fajna zabawa, no i tym razem wygrał Land Rover, w zasadzie były chyba tylko trzy niehinduskie auta a Patrola żadnego.
Następnego dnia żegnam się i zabieram beemkę na wskazany przez Wojtka tor w Tomaszowie. Niestety jest niedziela i zamknięte na cztery spusty. Szkoda bo wygląda naprawdę profi a tak daleko do Łodzi, więc pewnie nie poćwiczę już na nim.
Plan B też nie wypala, mianowicie miałem zamienić koła i poupalać na dziko na starym lotnisku pod Szprotawą. Miejsce upatrzone wczoraj na rajdzie. Niestety odkrywam, że oryginalnym kluczem nie jestem w stanie odkręcić nawet jednej szpilki z dokręconych w warsztacie w którym robilem felgi. Fuck, innych narzędzi nie zabrałem, będzie trzeba kupić jakiś klucz dla dorosłych, najlepiej teleskopowy.









Brak komentarzy:
Prześlij komentarz