czwartek, 19 maja 2016

Bez gwiazdy nie ma jazdy

Warto jechać do Siły 300 km w jedną stronę, żeby 15 minut pojeździć SL 500. Do dyspozycji mamy auto z silnikiem V8 4.6 biturbo i jest to znów najlepsza bryka jaką miałem okazję w życiu prowadzić. Mniej więcej taka sama przepaść, jaka jest między moim compactem a 535xd jest między piątką a roadsterem Mercedesa. Nie chodzi tu o komfort i luksus, bo wiadomo, że Mercedes musi być komfortowy, ale dynamika jazdy jest naprawdę niesamowita. Czuje się te niutonometry i konie przy najmniejszym dotknięciu gazu. Mimo faktu, że to automat, przyspieszenie wgniata w fotel niemal dokładnie wtedy, kiedy kierowca tego chce. Nie ma efektu opóźnienia, który przeszkadzał mi w Mustangu czy piątce nawet ustawionymi w trybie sport. Niestety test odbywa się na słabej jakości wiejskich drogach i na ruchliwym odcinku krajówki więc nie da się jechać szybko, ale nawet te kilka okazji do wyprzedzania pozwala wyrobić sobie pojęcie o tym co byłoby gdybyśmy mogli wjechać na autostradę. Zdecydowanie lepiej jechać bez dachu, wtedy słychać silnik, który ryczy albo mruczy w zależności jak go traktować.





Nie będę opisywał funkcji, bo 95% nie zdążyłem poznać, zresztą cały ten luksus, skóry, fotele, gadżety, tablet, gałki z gładzikami, ściemniany szklany dach i inne pierdy zupełnie nie robią na mnie wrażenia. Jedyne co chcę powtórzyć to jazda porządnym V8. Mam nadzieję, że kiedyś coś o podobnych osiągach uda się zorganizować na znacznie dłużej.

wtorek, 17 maja 2016

hamownia po

Po „tuningu” silnika czyli wymianie kolektora dolotowego, dorzuceniu regulatora ciśnienia paliwa i wymianie kompa na 2.8, spodziewałem się co najmniej dobicia do nominalnych 192 koni z M50B25. Niestety nawet tego wyniku nie udaje się wykręcić. Nie wiem czy warto dalej dłubać w kierunku zwiększenia mocy, bo kolejne sugerowne zmiany to nowy wydech i tuning ecumasterem a to znaczne koszty i zysk raczej stosunkowo niewielki. Obecnie priorytety są zupełnie inne, mianowicie jakieś torowe opony i usztywnienie zawieszenia i w tym kierunku idziemy w najbliższych tygodniach żeby zdążyć na otwarcie Toru Łódź.

niedziela, 8 maja 2016

Tu na razie jest ściernisko...

Tyle marudziłem, że w Łodzi nie ma gdzie jeździć zarówno w offroadzie ani się pościgać, podriftować itd. no i wygląda na to, że się doczekam. News z jesieni 2015 elektryzował mnie aż do wiosny, ale gdy zapytać jak im idzie, to korpo-bullshit-odpowiedź kierownika skutecznie gasi nadzieję no to, że cokolwiek powstanie w deklarowanym terminie.
Teraz okazuje się, że jednak tor będzie, choć nie koło Della a w pod Strykowem i nie państwowy a prywatny. Informacja pojawia się 1 kwietnia, więc początkowo nie wierzę w ani jedna słowo, jednak drugiego kwietnia nikt nie dementuje, wprost przeciwnie, widać że ktoś profesjonalnie się za to zabrał. Budowa trwa w najlepsze, jest storna internetowa, są na fejsie, można na bieżąco śledzić postępy. Wszystko nabiera rozpędu i wydaje się, że faktycznie otwarcie w lipcu jest jak najbardziej realne, a na pewno wypada pochwalić działania promocyjne.
Tor nie będzie duży, ale porównywalny do Rakietowej, więc i tak super.
Jestem mega nakręcony a Madzia wygrywa dla nas koszulki w konkursie wiedzy o torze.


Dziękuję kochanie :*

wtorek, 3 maja 2016

Classicauto Cup - Kielce

Plan na tegoroczny weekend majowy to drugi etap classicauto cup na torze wyścigowym w Kielcach. Łączymy to oczywiście ze zwiedzaniem lokalnych atrakcji jak zamek w Chęcinach i same Kielce z Muzeum Narodowym i takie tam. Zamiast planowanego hotelu-na-godziny wybieramy luksus Hotelu Bristol, bo jest w sercu metropolii.
W poniedziałek już od rana meldujemy się na torze, odbieram numery, przechodzę badanie techniczne i można zaczynać trening. Jest dobra pogoda i jeździ się rewelacyjnie. Tor jest spory a dodatkowo jest dostępny szybki odcinek leśny. Szkoda, że kończy się wjazdem na drogę krajową.
Trenuję sobie do woli, czyli dwa razy po jakieś dwie godziny z przerwą na zwiedzanie muzeum Sienkiewicza i obiad w lokalnym bufecie. Można jeździć szybciej niż na Rakietowej, nawet na samym torze są proste gdzie rozwijam 120/130 kmh. Trochę jednak się boję o auto, mając wciąż świadomość że trzeba nim wrócić do domu i, przynajmniej na początku, „oszczędzam opony”. Na szczęście po kilku przejazdach mi to mija i już nie oszczędzam.




Ostatnie przejazdy są mierzone, aby odpowiednio dobrać pary w wyścigu na dochodzenie. Szału nie ma, ląduję w końcówce klasyfikacji w parze ze starym Volvo, które wykręca podobne czasy. Jakoś tam leczę zranione ego wygrywając ten pojedynek o grubość lakieru.




Właściwa impreza jest we wtorek, od samego rana widać już różnicę: samochodów jest co najmniej dwukrotnie więcej i naprawdę jest na co popatrzeć. Od klasyków, przez youngtimery, auta typowo sportowe aż po wiejskie wydumki. Wyobrażam sobie, że taki właśnie jest pełny przekrój polskiego motosportu.





Z moim kompotem nie kwalifikuję się do regulaminowej 3 klasy tylko ląduję w 6 z całą resztą przygotowanych rajdówek i innych potworów z turbo i napędem na cztery koła. Rozmawiamy z Panem Tomkiem na ten temat i wyjaśnia, że niektóre modele nie są tu zwyczajnie mile widziane, zbyt popularne i opatrzone nie pasują do klasycznego profilu imprezy. No cóż ich prawo, nawet w miarę to się sprawdza, bo nie ma liczebnej dominacji BMW E36 czy też Subaru.







Najpopularniejsze youngtimery, a może po prostu te, na które zwracam uwagę, to Porsche 944 i Toyota Celica nie próbuję ich liczyć, bo część startuje po dwa razy z różnymi kierowcami, ale są wszędzie. Ze starszych klasyków wyróżnia się Mikrus, Mercedes W108 i Alfa Romeo Giulia.
Najbliższą znajomość zawieram z Lotusem, choć jest to przelotna fascynacja, która bezpowrotnie mija po próbie usadowienia się w kabinie. Wsiąść jest łatwo, trzeba tylko zdjąć kierownicę, wsadzić tyłek i jakoś wciągnąć nogi. Jak jest się mną, to siedzi się w głębokim ukłonie i patrzy na podłogę zamiast przed siebie. Wysiadanie jest trochę trudniejsze, ale też możliwe.


Co do jazdy: Dziś tylko dwa przejazdy próbne wyczekane w sporej kolejce, trasa jest minimalnie zmieniona w stosunku do poniedziałku. Same zawody to pięć przejazdów i ze względu na liczbę uczestników (ok 170) odstępy między nimi sięgają półtorej godziny. I to właśnie mnie zniechęca, wczoraj mogłem jeździć do woli a dziś czekam, czekam i czekam, potem dwie minuty zabawy i to samo.



Przed drugim przejazdem zaczyna padać i jadę po mokrym. Trzy razy wykręcam piruety. Czas gorszy o całą minutę. Ta runda trwa tak długo, ze ostatni jadą już po wyschniętym torze. Czekam jeszcze na trzecią kolejkę i ta wychodzi mi najlepiej. Potem się zniechęcam do tego czekania. Na przyszłość nauka, że trening to znacznie lepsza okazja do pojeżdżenia. Jeśli jeszcze wybiorę się na CA CUP to tylko na trening i ew. popatrzeć drugiego dnia na samochody.


Nie zdążyłem jeszcze zmierzyć czy jest przyrost mocy po wymianie kolektora dolotowego, ale po treningu w Kielcach wniosek jest taki, że mocy raczej nie brakuje. Oczywiście mógłby lepiej ciągnąć na niskich obrotach, choć to niewiele zmienia. Główną przyczyną słabych czasów wydaje się być przyczepność i stabilność na zakrętach. I tak jest dużo lepiej niż we Wrocławiu, bo wtedy jeździłem na starych łysych oponach i obracało mnie na suchym tak jak teraz na mokrym na rocznych cywilnych, których tak mi było na początku szkoda. Aż się chce zawołać: „Opony i zawieszenie, głupcze!”

inne zdjęcia tu