Na dzisiejszym treningu jest ładna pogoda i pełna obsada, co oznacza, że są trzy grupy. Szczęśliwie udaje mi się trafić do grupy „średniej”. Nie jadę, więc w kolejce do wyprzedzania pani w szpileczkach, którą mąż wysłał na trening SUVem ani z prawdziwymi autami sportowymi typu Lotus, Porsche czy BMW M2. Na oko osiągam podobne czasy do ISa z klatką i rajdowego Saxo. Jest tez gość z Octavią RS, ale w trzeciej turze urywa przegub. Tym razem nie mam już problemu z wykręceniem 1:10, nawet udaje mi się ten wynik klika razy poprawić.
Nie wiem czy postęp to kwestia wprawy, suchej nawierzchni czy właśnie sztywniejszego przodu, pewnie wszystkiego po trochu. Wydaje mi się, że sztywniejszy przód to plus, ale trzeba będzie też usztywnić tył, bo teraz auto bywa podsterowne na ciaśniejszych zakrętach i dwukrotnie uderzam w słupki. Kilka razy tez nie mieszczę się na torze i wyjeżdżam jedną stroną poza asfalt, co przy tak małym prześwicie jest niebezpieczne dla podwozia. Na szybko bilans jest taki, że gubię tylko plastikowy element kierujący powietrze na tarcze hamulcowe, ale reszta zniszczeń okaże się, gdy odstawię auto do warsztatu.
Plany na najbliższą przyszłość to rozpórka tyłu i pełnowymiarowe koła. Przy dobrej koniunkturze ekonomicznej również komplet amortyzatorów Bilstein B6 Sport, to będzie już chyba wszystko, co można zrobić nie naruszając wnętrza i zachowując to auto jako użyteczne na co dzień.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz