Sam egzamin teoretyczny to pestka jeśli jest się przygotowanym. Mnie udaje się prawidłowo odpowiedzieć na wszystkie pytania. Mniej więcej 3/4 z nich rozpoznałem z aplikacji bo poświęciłem sporo czasu na naukę.
Po zdaniu teorii zapisuję się na jazdy i tu już jest gorzej bo samemu ciężko się nauczyć a instruktorzy miewają tu gorsze dni i czasem nie chce im się pilnować kursantów. Mój ma też problemy z, delikatnie mówiąc, panowaniem nad emocjami i komunikacją z ludźmi. Można powiedzieć że w korpo długo by nie popracował. Mimo to nie daję się zniechęcić, w ciągu kilku tygodni wyrabiam te 20 godzin i mogę umawiać się na egzamin praktyczny. W Łodzi oznacza to oczekiwanie 2-4 tygodni na wolny termin. W międzyczasie mam wakacje, potem dzień przed egzaminem biorę 2 dodatkowe godziny a i tak kładę egzamin najeżdżając na ciągłą linię na skrzyżowaniu. Nic nadzwyczajnego, w poczekalni poznaję gościa który podchodzi siódmy raz do egzaminu na lawetę,
- na co zdajesz? pyta.
- kategorę A
- ahaaa... czyli na autobus.
Kolejny dostępny termin mam za miesiąc.
W Łodzi za miesiąc, w Koninie za 10 dni. Czyli Konin. Biorę wolne, jadę do Konina gdzie wykupiłem sobie 2 godzinki jazdy po mieście z lokalnym instruktorem i na lokalnym sprzęcie. Od razu widzę różnicę w podejściu do kursanta, zamiast się na mnie drzeć podpowiada co robię źle, pokazuje miasto i zapewnia, że bez problemu zdam. Jego przepowiednia sprawdza się już godzinę później. Trasa egzaminacyjna pokrywa się w większości z tym co przejechaliśmy wcześniej. Nie robię żadnych większych będów tak więc jestem krok bliżej do Harleya.
Co ciekawe, kategorię B mam bezterminowo, kategorię A ważną tylko przez 15 lat, tak że czas leci, zegar bije, trzeba korzystać póki jest.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz