Pierwszy track day w Lodzi już za mną. Szczęśliwie zbiega się z wizytą Barta, wiec mam nieoczekiwaną i fachową pomoc. Pogoda niestety deszczowa a ja bardzo chcę wypróbować semi slicki race gc, które kupiłem jeszcze na wiosnę. Na wszelki wypadek ładujemy jednak do kompakta również codzienne koła, pierwszą próbną rundę jedziemy na semi slickach. Nie pada mocno i wychodzi że nawet nie jest tak źle, na pewno na cywilnych nie byłoby lepiej. Po chwili opony się dogrzewaja i już wiem, że nie będę dzisiaj zamieniał tych małych kołek.
Awizuję się, jako początkujący i w takiej grupie mnie puszczają. Trochę niepokoi obecność w tej samej grupie sportowych Lancerów. Dość szybko jednak wychodzi, że samochód może być sportowy, ale kierowcy bardzo początkujący. Łatwo ich dogonić, szybkie auta zyskują trochę na prostych, ale tor Łodź to głównie zakręty.
Bart udziela mi wielu cennych rad a tak naprawdę, co chwilę mnie prostuje a raczej w kolko powtarza to samo, bo w kolko powtarzam te same błędy. Na szczęście nie w nieskończoność i stopniowo poprawiam technikę. W ramach nauki na własnych błędach dwa razy kręcę piruety w tym raz zliczam piękny drift 360 połączony ze zwiedzaniem pobocza. Takie akcje mam wyuczome na Patrolu ale kompot to nie Patrol, więc urywam znów jakiś plastik, chyba osłonę filtra paliwa.
Pod koniec imprezy już nie pada a wygrzane opony naprawdę dobrze trzymają, w połączeniu z tym, że już mam jakąś tam wprawę i przynajmniej teoretyczny pomysł na każdy z zakrętów, w efekcie jestem zadowolony z ostatnich przejazdów. Instruktor trochę chyba mniej ale i tak najchętniej brałbym Barta na każdy track day, bo jeżdżąc sam nigdy nie zrobiłbym takich postępów jak dzisiaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz