Trasa początkowo dość łatwa, na wysokości ok 1400 mnpm robi się naprawdę niebezpieczna. Na grzbiecie jest gęsta mgła, zimno a silny wiatr zacina poziomo i niesie drobny deszczyk zupełnie jak myjka ciśnieniowa. Okno można otworzyć tylko po zawietrznej.
W pewnym momencie koleiny z kamienistych robią się gliniaste i zaczynamy zjeżdżać ze wzniesień jak na sankach. Kolejny zjazd okazuje się zbyt stromy by móc wrócić tą samą drogą. Tak więc jeszcze raz tereny Ukrainy pokonują nas i decydujemy się wracać po śladach na z góry upatrzone pozycje.
Szybko zjeżdżamy do Dubowe, robimy zakupy i wracamy do turbazy na obiad. Jest 17:30.
Dziś robimy imprezę w sali bilardowej i pijemy w intencji dobrej pogody.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz