niedziela, 11 października 2015

Rakietowa bis

Druga wizyta we Wrocławiu pokrywa nam się z terminem treningu na torze na Rakietowej. Jedziemy więc z Bartem a dziewczyny zostają w zoo. Po krótkim wstępie prezesa, zgodnie z jego zaleceniem, pompujemy koła do 3.5 atmosfery co i tak jest bez sęsu, bo nie mam opon Michelin ;)
Anyway… pogoda jest słoneczna, trochę zimno, ale można wytrzymać. Prezes ustawia jakiś tor i zaczynamy jeździć. W porywach jest 6 aut a najwolniej jeździ hybrydowy Auris, kilka razy go doganiamy.



Jeżdżę ze dwie godzinki, trochę ćwiczę kontry pod okiem Barta, w pewnym momencie nie wychodzi mi i ładuję się przodem w stertę opon. No pierwszy rzut oka zderzak trochę pokiereszowany, halogen się lekko zagłębił i tyle. Potem widzę, że zapaliły się kontrolki ABS i kontroli trakcji, nie chcą zgasnąć, więc już trochę przejęty i zmęczony zmieniam koła i zawijamy się do centrum. Po drodze, spod beemki słychać delfiny nawołujące się do godów ale kontrolki gasną. Następnego dnia w Norauto okazuje się, że to tylko osłony i plastiki pod silnikiem popękały i się obwiesiły. Gościu mocuje to trytytkami. Przy okazji pokazuje, że do wymiany mam tuleje tylne wahaczy i sworznie.

sobota, 5 września 2015

jak zostałem członkiem

Jakoś tak na ostatnią chwilę, na fejsie widzę, że jutro Automobilklub Piotrkowski organizuje trening. Impreza tylko dla członków, no to piszę do Tomka, czy członkiem można zostać na miejscu. Okazuje się ze tak, więc wymieniam kółka i rano startuję do Piotrkowa na jakiś tam festyn motoryzacyjny. Przy okazji którego ma być trening na pasie startowym a raczej na dojeździe do pasa. Rozkładnie pachołków trwa około 40 minut po czym okazuje się, że trzeba je zabrać bo zaraz startuje samolot ze spadochroniarzami. Organizatorzy jakoś się nie dogadali i w efekcie mamy do dyspozycji pas tylko w 20 minutowych przerwach miedzy każdym lądowaniem a kolejnym startem.


Tak czy inaczej nawet udało się potrenować slalomy i zawracanie. Trochę daleko ten Piotrków, ale mam nadzieję, że status członka jeszcze kiedyś mi się przyda, bo ekipa bardzo fajna.'


poniedziałek, 24 sierpnia 2015

siedem sekund

Wieczorem na obrzeżach Łodzi robimy improwizowany test do setki. Aplikacja androida, którą znalazłem wczesniej, jest tu kompletnie bezużyteczna ze względu na opóźnienie w działaniu odbiornika GPS, co powoduje błąd mocno powyżej jednej sekundy. Kręcimy, więc filmik telefonem. Najlepszy wynik to minimalnie powyżej 7 sekund, jednak na dziko na drodze z lekkim uślizgiem na starcie, więc w normalnych warunkach byłoby trochę lepiej. Tak czy inaczej zgodnie z oczekiwaniami.


środa, 12 sierpnia 2015

hamownia przed

W ramach przygotowania do podniesienia mocy w kompakcie chcę sprawdzić jaki wynik ma obecnie. Najbliższą hamownię mam kilkaset metrów od domu. Wynik wyszedł lepszy niż fabryka - dziwne. dodatkowo badanie wykazało błąd czujnika temoeratury powietrza w dolocie, wciąż pokazuje -39°C. Temat pewnie do ogarnięcia przy okazji wymiany dolotu. Jest jeszcze teoria, że to dlatego ma więcej mocy, hmm....


niedziela, 12 lipca 2015

Rakietowy Wrocław

Wycieczka do Wrocka miała składać się w 25% z jazdy na torze i 75% ze zwiedzania. Wyszło odwrotnie. W sobotę stawiamy się na wcześniej wykupiony kurs jazdy rajdowej na torze przy Rakietowej. Już wcześnie rano wymieniam tylne koła na stare stalaki, żeby sobie je poupalać. Razem z nami jest jeszcze dwoje kierowców, Ola z Meganką RS i Wiktor z całkiem cywilnym Focusem. Trenujemy pod okiem Krzysztofa , bardzo dobrego instruktora i doświadczonego kierowcy. Najwięcej korzysta się właśnie na przejazdach z instruktorem, bo na bieżąco koryguje błędy. Uczę się nie nadużywać sprzęgła i odpowiednio wchodzić w zakręty, nie za szybko, nie za wolno i nie hamować na samym zakręcie, bo na zakręcie dodajemy gazu. Trochę sobie w przerwach upalam bączki. Trenujemy na dwóch wersjach toru, krótkiej i długiej, w obie strony co daje prawie trzy godziny jazdy podczas której adrenalina miesza się z benzyną. 





Sam tor jest bardzo ciekawy i daje wiele możliwości układania tras szybkich i krętych. Jest tam głównie asfalt, ale też beton, bruk, mata poślizgowa, duże i małe łuki, wybrzuszenie itd.

Sama zabawa nie obywa się bez strat, bo patrolowym zwyczajem wjeżdżam na oponę myśląc, że przeleci pod samochodem i zostanie za mną – nic bardziej błędnego. Próbując uwolnić oponę spod beemki urywam jakieś plastiki spod zderzaka i dziwny czujnik, którego przeznaczenie nie jest mi na razie znane.


Na końcu, po treningu, okazuje się, że tor, na którym dziś trenujemy będzie również ustawiony na jutrzejszych zawodach. No i tym sposobem zostaję zapisany na niedzielne zawody Wyścigowej Ligi Mistrzów

Rano zdziwienie – tyle Kompaktów naraz jeszcze nie widziałem, chyba z pięciu zawodników plus, co najmniej dwa „firmowe” które jednak nie startują. Zostaję zakwalifikowany z nimi do klasy 1.7-2.5 i już wiem, że na dobry wynik nie ma co liczyć za równo ze względu na doświadczenie jak i sprzęt. No ale ważna jest zabawa a tego nie brakuje. Dzisiaj są trzy próby w jedną stronę i trzy w przeciwną, każda po trzy okrążenia, czyli w sumie 18 kółek. Dzięki wczorajszemu treningowi nie ma dzisiaj wstydu. Znam dobrze trasę i wiem gdzie jak można jechać. Nie popełniam żadnego większego błędu typu obrót 180. Jazda na takim torze daje niesamowitą radochę nieporównywalną z próbami na parkingu Ptaka. Tu są długie proste i ostre, ale bezpieczne zakręty. Tor jest na tyle długi, że jednocześnie może jechać do 4 samochodów. Można cisnąć do oporu a błąd to w najgorszym wypadku jazda po trawie, bum w oponę albo poślizg i obrót.






Ostatni przejazd robię na porządnych oponach i jedzie się wyraźnie lepiej. Mniej uciekania bokiem i lepsze przyspieszenie. No ale szkoda tych nowych opon, bo widać co stało się ze starymi, są widocznie mniejsze i strasznie poniszczone.

Ostatecznie plasuję się na silnej drugiej pozycji w klasie (licząc od końca). Za to nie dają pucharu, ale co pojeździłem to moje. Gdyby nie odległość to byłbym tu pewnie raz w tygodniu.

niedziela, 5 lipca 2015

Piasek, słońce, kurz i pył

Gdzie najlepiej spędzić najbardziej skwarny weekend od kilkunastu lat, jeśli nie w pełnym słońcu wśród kurzu, hałasu i jeszcze gorętszych podmuchów spalin, w kominiarce i kasku?

Parszywy Dziki Zachód odbył się w stałym miejscu w Łasku, teren ma to do siebie, że jest w większości piaszczysty a piasek ma tam konsystencję kurzu. Mokry kurz jest spoko, suchy kurz unosi się w powietrzu z najmniejszym podmuchem wiatru. Moim zdaniem ten właśnie pył pokonał dzisiaj micrę, ja też mam tego szczerze dosyć, mam pełne zatoki i pewnie też płuca, bo zaczynam kaszleć jak gruźlik a udar kładzie mnie do łóżka z gorączką. No ale po kolei.

W piątek Konrad przywozi przygotowaną niedawno Micre na lawecie a na działce u Madzi spotykamy się ze Sławkiem. Dawno się nie widzieliśmy, więc rozmowa schodzi do późnych godzin nocnych i trochę niewyspani stawiamy się rano na torze.


Wylosowałem pierwszą grupę, ale organizacja jak zwykle kuleje, więc tak naprawdę pierwszy start jest nie o 9 a po 11-tej. Runda trwa ok 30 minut do czasu aż pierwsza załoga nie zrobi 20 okrążeń. Ja wykręcam 19, więc bardzo dobry wynik. Owszem jest gorąco i mniej więcej połowa toru to grząski piach. Na tych odcinkach jadąc w grupie nie widzi się zupełnie nic, więc zachowawczo zwalniam plasując się w opozycji do peletonu. Dzięki temu jadę sam i wszystko widzę. Niemniej jednak na odcinkach zielonych można przydepnąć i pognać nawet pod 60 km/h. Na głębokich wydmach bywa, że zwalniam do zera. Po kilku okrążeniach grupa się rozwleka i jedzie się całkiem dobrze.


Na ostatnim okrążeniu jakiś buc spycha mnie z toru, szybko się ogarniam i sto metrów dalej odwzajemniam przysługę. Po chwili jednak osioł wali mnie centralnie w drzwi. Pokazuję mu co o tym myślę i z bielmem na oczach robię jeszcze jedno niepotrzebne okrążenie.


Micra sprawuje się rewelacyjnie, trochę wali tylne zawieszenie, bo amortyzatory są rozciągnięte na maxa, za to układ chłodzenia jest wzorowy. Wskazówka ani na chwilę nie podnosi się ponad połowę, mimo żyłowania na jedynce przez większość etapu. Pod koniec samochód trochę się dusi, więc czyszczę filtr powietrza.


Na sobotę jest zaplanowany tylko jeden etap na grupę, czyli jestem wolny i możemy jechać na obiad i ogólną regenerację.

W niedzielę również startuję jako pierwszy i znów jest spora obsuwa (a mogłem dłużej pospać). Dzisiejsze etapy są krótsze (po 15 minut), bo jeszcze trzeba zmieścić półfinały i finał. Na etapie micra znów jedzie jak zegarek ale tor, mocno już rozjeźdżony po dniu wczorajszym, składa się w stu procentach z pyłu. Nie widać kompletnie nic a piach jest tak głęboki, że w niektórych miejscach nie da się nie grzęznąć. Mimo to bez pomocy spychaczy robię 10 okrążeń i tym samym klasyfikuję się do półfinału.






Tym razem jednak syfu w powietrzu jest znacznie więcej i pod koniec tych 15 minut micra znów zaczyna się dusić. Topologia toru znacznie się od wczoraj zmieniła, prawie nic nie widać, w skutek czego kilka razy ładuję się do dziury bez hamowania. Takie coś kończy się nieplanowanym wygięciem karku do przodu, co z kolei odczuję dopiero w następnych dniach.


Na zjeździe z toru znów przyjmuję niezamierzony cios w drzwi kierowcy.

Zabieram się za czyszczenie filtra. Termometr przez chwilę wskazuje 39 stopni w cieniu. Odkryciem sezonu okazuje się pobliskie dzikie kąpielisko nad Grabią. Nad rzeką, w Łasku i na działce zabijamy czas w oczekiwaniu na zapowiedziany półfinał. Jest tak gorąco i tak gęsty kurz, że myśl o półfinale i ewentualnym finale zupełnie mnie nie kręci. Gdy wreszcie przychodzi do startu, jest jeszcze gęściej niż rano, nie mogę w to uwierzyć. Piach taki głęboki, że w ślimaczym tempie pokonuję wydmy, jedzie się jak po prawdziwej Saharze. Micra już na czwartym okrążeniu mówi: pas. Spychacz umieszcza mnie w bezpiecznym miejscu, gdzie czyszczę filtr powietrza, lecz wystarczy to na jedno okrążenie. Zrezygnowany i jednocześnie zadowolony kieruję krztuszącego się wraka do strefy serwisowej. „Jesteśmy wolni”, myślę sobie i zadowoleni ewakuujemy się stamtąd. Konrad ma wieczorem zabrać samochód do warsztatu, gdzie jak sądzę przeczeka do chłodniejszej jesiennej edycji.




Krótkie podsumowanie: Uczestnicy Parszywej otwarcie leją na jakikolwiek regulamin, nie chodzi mi już tylko o wzmocnienia zderzaków, co notabene też muszę zrobić, bo takich nieuzbrojonych aut było może całe trzy, pozostałe siedmdziesiąt kilka, to zmoty z ciężkim żelazem z przodu i z tyłu. Jeszcze rozumiem zmiany samochodów między etapami, ale zmiana samochodu w trakcie etapu? Jeden mi się zepsuje to biegiem się przesiadam biorę drugi i jadę. Nosz kurwa mać! Po co oni spisują te VINy? Nie ma też najmniejszego sensu poważnie traktować podawane przez orgów godziny, ogólna zasada: „poza torem nigdzie się nie spieszymy”. W połączeniu z  faktem że impreza jest typowo komercyjna, to mają mega potenjał i rewelacyjny klimat który robią ludzie ale organizacyjnie niezmiennie niski poziom rozczarowuje.

Lessons learned:
  • Filtr stożkowy od jakiegoś dużego auta albo sportowy zamiast tego oryginalnego filterka. 
  • Wzmocnienia z przodu ale coś trzeba wymyślić żeby nie były za ciężkie, 
  • Utwardzić sprężyny żeby auto się podniosło, ale podkładki muszą odejść. 
  • Trochę większe koła
  • Akumulator do kabiny. 
  • Profesjonalna maska przeciwpyłowa, albo budowlana albo taka z filtrami jakich używają w malarni.

niedziela, 28 czerwca 2015

KZK o Puchar Ptaka

Dzisiejsza wizyta przy centrum handlowym w Rzgowie, to był dobry pomysł. Ćwiczenie jazdy na mokrym asfalcie i lekcja, z której morał to: Do „zręcznego kierowcy” długa jeszcze droga.

Tor przygotowany na terenie rozległego i bardzo równego parkingu, co w połączeniu z deszczową pogodą dawało nadzieje na łatwe poślizgi. Impreza bardzo krótka, bo ok 2 godziny, z czego i tak nie chciało mi się czekać do końca. Po trzech regulaminowych przejazdach, zawijamy w swoją drogę. Mimo to fajna atmosfera. Dziewczyny też będą miały co wspominać, bo mimo ewidentnie słabiutkiego wyniku, z kabiny wcale to tak nie wygląda, nasłuchałem się krzyków „zwolnij, przyspiesz, łaaaaaa” itp.

Do tego rodzaju startów, nastawionych na krótkie proste, slalomy miedzy oponami i kółeczka dookoła beczki, ewidentnie brakuje mi jakiegokolwiek przygotowania. Największe rozczarowanie to próba pętli dookoła tej właśnie beczki. Miał być drift a za każdym razem kończy się wielkim łukiem z półobrotem, potem już trzeba cofać i powtarzać. Większość przednionapędówek nawet na ręcznym dawała radę zrobić to kółeczko. Potem już jadę tam jak dziadek i ostrożnie omijam beczkę na ile pozwala promień skrętu…

No i błąd, że nie chciało mi się zmienić kół, w efekcie boję się o moje śliczne felgi no i mam zbyt dobrą przyczepność na tych nowych oponkach. Trzeba potrenować te obroty i slalomy. Gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie…


niedziela, 21 czerwca 2015

Cry Sagan IV

Nie da rady pisać o czwartym Land Saganie bez taniego sentymentalizmu. Dopiero, co pozbyłem się Parcha a tu zewsząd atakują takie wspomnienia. Przyjeżdżam oczywiście mimo wszystko, zobaczyć, pogadać, może komuś pomóc itd. Gerard proponuje żebym jechał z Grześkiem i jego córką, kierowca się zgadza, zostaję więc pilotem. Ja – gościu, który wciąż po Łodzi jeździ z nawigacją… Na szczęście moja nowa ekipa nie czuje ciśnienia i nie ma presji na wynik. Mimo to a może właśnie dlatego, bawimy się świetnie gubiąc się, znajdując, wracając, rozkminiając sprzeczne symbole, szukając pieczątek i olewając pieczątki.





Tegoroczny rajd jest w klimatach arabskich i jak zwykle Glim pod względem scenariuszowym spisał się na medal. Jeśli chodzi o trasę to moim zdaniem była ciut za długa a terenowo za łatwa. Na szczęście roadbook miał trochę mniej błędów niż rok temu i nie było też takich wielkich problemów z szukaniem pieczątek. Trzymamy się w większej grupie, raczej początkujących, więc automatycznie na mecie pojawiamy się bardzo późno, niemniej jednak z satysfakcją zaliczenia całości. Obserując ludzi przypominają się moje pierwsze wypady patrolem, badanie terenu i możliwości auta, pierwsze błota: przejadę / nie przejadę / łał przejechałem…




Generalnie fajni ludzie, fajna zabawa, no i tym razem wygrał Land Rover, w zasadzie były chyba tylko trzy niehinduskie auta a Patrola żadnego.

Następnego dnia żegnam się i zabieram beemkę na wskazany przez Wojtka tor w Tomaszowie. Niestety jest niedziela i zamknięte na cztery spusty. Szkoda bo wygląda naprawdę profi a tak daleko do Łodzi, więc pewnie nie poćwiczę już na nim.


Plan B też nie wypala, mianowicie miałem zamienić koła i poupalać na dziko na starym lotnisku pod Szprotawą. Miejsce upatrzone wczoraj na rajdzie. Niestety odkrywam, że oryginalnym kluczem nie jestem w stanie odkręcić nawet jednej szpilki z dokręconych w warsztacie w którym robilem felgi. Fuck, innych narzędzi nie zabrałem, będzie trzeba kupić jakiś klucz dla dorosłych, najlepiej teleskopowy. 

sobota, 6 czerwca 2015

Rajd Wiosny

Biorę Micrę i jadę tak trochę popatrzeć na pobliski "rajd wiosny" wynaleziony na fejsie. Na miejscu okazuje się, że nigdy nie było tu przypadku, aby ktoś startował bez pilota, muszę czekać na decyzję organizatora o dopuszczeniu do startu. Zresztą jak już widzę, co tam przyjechało, to wiem że mój udział będzie bardzo symboliczny. Przygotowane fury z klatkami i pneumatykami a mój ręczny nawet nie działa. Dzień wcześniej trochę odchudzałem i pozbyłem się foteli tak, więc nawet gdybym chciał to żadnego pilota nie wezmę. Ostatecznie jest zgoda i startuję sobie w tym rajdzie.

Całość odbywa się na terenie jakiś wyrobisk, z pięćdziesięcioletnimi szczątkami asfaltu oraz na parkingu jakiegoś magazynu kruszywa. Generalnie bliżej tu do parszywej niż prawdziwego rajdu, a tu formuła szybkościowa, no ale kto co lubi.

Organizacja też trochę kuleje, bo odcinki są oddalone od siebie o kilkanaście km i ten dystans trzeba pokonywać wielokrotnie, bo starty na nich są naprzemienne. Po drugiej kolejce mówię pas i wracam do Łodzi.

Mimo to fajne przeżycie, choć ten samochód nie jest do tego, to można potraktować jak trening dla micry przed parszywą w lipcu.

poniedziałek, 18 maja 2015

Mały ale wariat

Piramidalna ściema w kategoriach seksu i jednocześnie jeden z poważnych kierunków w motoryzacji. Jednym słowem kupiłem kompakta. Jeździ się super, choć pewnie znawcy tematu mogliby wybrzydzać. Auto jest w stanie idealnym jak na ten rocznik (97) można powiedzieć, że w „kolekcjonerskim”, jeśli ktokolwiek w ogóle kolekcjonuje 18 letnie kompakty, których pewnie są miliony…. Ja nie kolekcjonuję, ten jednak jest jak cukiereczek i jest mój, co rekompensuje mi lekkie odchylenia od założeń (miało być coupe). Po dojechaniu do Łodzi stwierdzam, że nie jest to też auto na trasę, bo małe i głośne, nie takie jest jednak jego przeznaczenie.



Cukiereczek cukiereczkiem, ale ideałów nie ma i w nim też trzeba coś porobić:
  • brak dojazdówki, 
  • siłowniki maski są do wymiany
  • trzeba znaleźć dyfer ze szperą o minimalnie większych przełożeniach
  • zainwestować w jakieś alufelgi w których nie będzie wstyd pokazać się ludzom (albo przyzwyczaić się do tych niebieskich stalaków) 
  • opony są do dupy, stare i twarde, może wykorzystać do driftu, ale coś do jeżdżenia trzeba mieć.
Zobaczymy jeszcze czy nie da się czegoś zrobić by trochę podnieść mu moc, bo mam wrażenie, że stać go na więcej. Tuż po zakupie, wracając do domu, dostaję takiego ciśnienia, że wyrywam gałkę zmiany biegów. Tłumaczę sobie, że i tak była już wyrobiona.

Tutaj dane techniczne, bo pewnie będą mi nie raz potrzebne i po co ciągle szukać.
i rozkodowany VIN:

Data for vehicle identification number: WBACG31070AW84688
Model description: 323TI | Market: Europa | Type: CG31 | E-Code: E36 (5)  | Chassis: compact | Steering: links | Doors: 3 | Engine: M52 - 2,50l (125kW) | Drive: Heckantrieb | Transmission: manuell | Body Color: Arktissilber Metallic (309) | Upholstery: Stoff/anthrazit (C7AT) | Production date: 23.09.1997 | Assembled in: München

Optional Equipment:
Airbag for front passenger | BMW light alloy wheel, cross spoke 29 | Floor mats, velours | Warning triangle and first aid kit | Interior mirror with automatic-dip | Smoker package | Sports seat | Seat heating driver/passenger | Headrests, rear, mechanically adjustable | Headlight aim control | Air conditioning | Radio BMW Business RDS | National Version Germany | Retailer Directory Europe | On-board vehicle literature German | Delete clear coat | Exclusive package | Job order management "HEA"




poniedziałek, 11 maja 2015

my patrolling days are over

Patrol znalazł nowych właścicieli, wygląda na to, że trafił w dobre ręce, całkiem niedaleko do Zgierza. Bardzo więc możliwe, że go zobaczę na drodze. Tyle wspomnień, tyle emocji. Czas zmienić nazwę bloga.

niedziela, 19 kwietnia 2015

Bye-bye America!

Jemy ostatnie potężne śniadanie w Denny’s i z Thousand Oaks już tylko jedziemy do Los Angeles rozliczyć się z samochodu. Autostrada robi się coraz szersza i jednocześnie coraz bardziej zakorkowana.


W LA odwiedzamy jeszcze największy dotychczas Walmart. Doznajemy jednak szoku kulturowego: Całe centrum handlowe pełne jest czarnych i meksykanów. Mijamy przedziwne i często groźnie wyglądające postaci. Całe wielodzietne rodziny na niedzielnym polowaniu. Kasjerki również podzielone są na dwie grupy etniczne, meksykańskie obsługują swoich klientów po hiszpańsku.
Chyba trafiliśmy na jedną z tych dzielnic, o kórych czytałem ze można dostać kulkę za koszulkę w nieodpowiednim kolorze. Robimy więc ostatnie zakupy, nagabywany przez "braci", z duszą na ramieniu, płacę za ostatnie tankowanie przez i Mulholland Drive kierujemy się do wypożyczalni by pożegnać naszego przyjaciela.


Wczesnym popołudniem rozliczamy się z samochodu i w lekko kontemplacyjnych nastrojach udajemy się na lotnisko.

Good bye America, we’re gonna miss you!