Dziś robimy odcinek polecany przez Tiucu (z Borszy do Tibiu ale nie szosą lecz przez Baile Borsa)
Trasa jest bardzo piękna częściowo przez dość wysokie połoniny, w połowie koło krzyża odbijamy w lewo jeszcze wyżej i odkrywamy wielkie „pole” jagód, obowiązkowa przerwa na degustację.
Na Prislop docieramy szosą od wschodu, jemy tam obiad i nadchodzi burza.
To już standard: rano ładnie, po południu deszcz lub burza, wieczorem ładnie, ale mokro. Po burzy próbujemy dostać się nad jeziorko Izvor Bistrita. Po drodze spotkamy zmokniętych znajomych braciszków ze stacji meteo idą w tym samym kierunku, co my, ale nie zabieramy, bo nie mamy miejsc w samochodach. Dojazd do jeziorka jest bardzo trudny, bo po burzy jest więcej błota i mokra trawa, ale dajemy radę.
Jadę pierwszy wybadać teren (to już teren rezerwatu i był zakaz wjazdu, ale mamy „błogosławieństwo” Tiucu i wiemy, że „big boss” jest w innej części parku, więc jedziemy). Nad jeziorkiem obozuje kilku Rumunów w namiotach, porozmawiałem z nimi i nie będziemy im przeszkadzać.
Rozbijamy się jeszcze w lekkim deszczu, ale wieczorem się rozpogadza. Jesteśmy w wyjątkowo pięknym i ustronnym miejscu. Gdyby nie fakt, że oficjalnie nas tu nie powinno być to byłaby super baza wypadowa na pobliskie szczyty np. Gargalau.
Podczas dojazdu przez strumień, kierownica szarpnęła na jakieś dziurze i zwichnąłem sobie mały palec lewej ręki. Zaczyna puchnąć, smaruję maścią od Grześka a Kaśka pomaga mi się opatrzyć, mam nadzieję że jutro będzie sprawny.