Start spod Ignis w 4 auta (my, Waldek, Bartek i Grześ). Na samym starcie Waldek pakuje się jednym kołem w rów (jakimś cudem nie zmieścił się na mostku) cofamy się i wyciągam go na linie.
Dość długi dojazd asfaltem , potem szukamy skrótu z
Barsana do
Petrova ,troszkę błądzimy ale spotkany Rumun potwierdza że jest to skrót ale ostrzega żeby nie jechać bo „no asfalt ! bul-bul !”
Jedziemy i nie jest wcale tak trudno, podczas przekraczania jednej rzeczki Grzesiek jedzie zbyt szybko i dogina sobie grilla – co można uznać za naprawę, bo wreszcie przestaje skrzypieć.
Próbujemy zrobić odcinek 2 (z
Repedea na szczyt Farcau) ale podjazd pod górę jest niemożliwy, można jedynie jechać doliną. To tylko droga na potrzeby transportu wycinanych tam drzew i budowy betonowych umocnień. Jedziemy bardzo daleko myśląc, że w końcu coś będzie ale droga jest coraz gorsza, zaczyna się ulewa, w końcu spotykamy ciężarówkę z drewnem, kierowca mówi żeby tam nie jechać bo droga się za chwilę kończy „no drum”
Wracamy więc i szukamy miejsca na obóz. Druga grupa proponuje aby wrócić na dół na upatrzone miejsce biwakowe. Wracamy ale okazuje się że dojazd prowadzi przez rzekę, co eliminuje niżej zawieszone auta, a miejsce jest podmokłe.
Ostatecznie obozujemy w 2 miejscach niezbyt oddalonych od siebie, w pobliżu impreza z głośną muzyką z samochodu. Całe szczęście przed nocą rozrywkowi Rumuni jadą do domu.