Chcieliśmy się wyspać ale ok. 7:00 budzi nas głośny silnik diesla. Jakaś rumuńska rodzina przyjechała starym VW busem na grzyby, chyba biwakujemy na ich miejscu parkingowym. Gościu parkuje dobre 5 minut jednocześnie zakopując się w błocie, skutecznie mnie budzi ale jak już wychodzę z samochodu to słyszę że zgasił silnik i poszli w las.
Zbieramy się bardzo powoli wyruszamy ok. 10:30 do tego czasu rodzina wraca już z pełnymi wiadrami. Jedziemy powtórzyć trasę z Prislop do Borszy bo jest wyjątkowo piękna, przy okazji szukamy miejsca na ostatni biwak. Po drodze zbieramy jagody – jest ich mnóstwo, prawie wystarcza za obiad.
Jedziemy od krzyża na północ tym razem dużo dalej niż ostatnio, docieramy prawie do samej granicy z Ukrainą ale boimy się jechać dalej żeby uniknąć starty czasu gdyby ktoś nas zatrzymał (to ostatni dzień i jutro chcemy ruszać wcześnie). Wracamy do krzyża i jedziemy do Borszy na obiad, po drodze zbieramy drewno na ognisko. Jemy dobry i sycący obiad w restauracji, oczywiście pada. Wracamy asfaltem na Prislop i szukamy noclegu. Jedziemy tam gdzie byliśmy dzień wcześniej, tylko próbujemy dojechać dalej na wschód. Kilkaset metrów dalej znajdujemy „idealne miejsce” jest prawie na szczycie jakieś górki, jest tam mały stawek, jagody, trochę drzew osłaniających nas i panorama na całą okolicę.
Przypadkiem pakuję Patrola jednym kołem do okopu, ale wyjeżdżam bez większych problemów, choć wyglądało że zaliczę boczka.
Rozbijamy się i rozpalamy ognisko pogoda jest oczywiście piękna.
Rano pojawiają się zbieracze jagód pierwszy na skuterze, więc jest tradycyjna pobudka. Zwijamy się szybko, bo przed nami długa droga do domu.