czwartek, 16 kwietnia 2015

Krzemowa dolina

Przed opuszczeniem miasta hipisów robimy jeszcze rundkę po okolicy, ponownie pod most i dzielnicę domków z serialu pełna chata.








Skoro już jesteśmy w pobliżu to nie wypada ominąć kilku punktów w dolinie krzemowej. Zaczynamy od garażu HP w pięknej sielankowej dzielnicy Palo Alto. Ponownie zatapiamy się w raj przedmieść i american dream. Ja chcę tu mieszkać!



W Mountain View składamy niezapowiedzianą wizytę niewielkiej kwaterze głównej firmy znanej jako Google. Tu zaskakuje mnie otwartość i ogólny luz. Mimo braku miejsc parkingowych przy ulicy zajeżdżamy sobie na bezczela na parking dla pracowników, staję na pierwszym wolnym, wysiadam, mijam ochroniarzy i idziemy zwiedzać kampus. 





Dziś dzień strzyżenia, mimo to widzę wielu pracowników którzy notorycznie nie korzystają z tej okazji. Pewnie są zbyt zapracowani… 


Toyota Prius jest tu tak powszechan jak Fabia w Poznaniu.


Chwilę testujemy tutejsze rowery i udajemy się do trochę nudnego ale gościnnego muzeum Intela.




Odwiedzamy też siedzibę firmy IBM ale tylko po to, by zakosztować kontrastu między gościnnością Google a drutem kolczastym, barierkami i znakami ostrzegawczymi u IBM. Samej siedziby nawet ni widać bo jest gdzieś za wzgórzami schowana niczym swoiste rancho wstydliwego farmera.


Dzisiaj jeszcze mustang zawozi nas na pustą o tej porze roku, plażę nad Oceanem Spokojnym w miasteczku Marina.





Po raz pierwszy zatrzymujemy się w innej sieciówce Motel 6. Zaleta: jest 500 metrów od plaży, wada: brak darmowego WiFi - ale głupi ci amerykanie (bo tym razem to nie hindus).

WTF of the Day: Porsche 911 z rowerem na bagażniku dachowym – nie mam zdjęcia, musicie mi uwierzyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz