Z Los Angeles chcemy wydostać się przez góry i tam właśnie zastajemy wschód słońca.
Zaplanowana droga wije się coraz wyżej, mimo że ciepło – pojawia się śnieg na poboczu. W pewnym momencie widać znak informujący o tym, że droga jest zamknięta. Szlaban jednak otwarty, więc interpretujemy te sprzeczne sygnały na naszą korzyść i jedziemy dalej.
Tu nie ma już zupełnie samochodów. Po kilkudziesięciu kilometrach trafiamy jednak na tunel, a za nim pełen parking i człowieka próbującego nas zatrzymać:
- A you from the filming crew?
- No.
- Oh sorry then, go ahead…
Po chwili faktycznie jest tłumek ludzi, sprzętu I samochodów ekipy filmowej a dalsza droga zamknięta. Rozmawiam chwilę ze strażnikami parku i okazuje się, że faktycznie dalsza droga jest nieczynna i czeka na otwarcie sezonu. Cofamy się więc i objeżdżamy Twin Peaks trochę inną trasą.
Za górami mamy pierwsze dziś odcinki drogi nr 66.
Muzeum route 66 w Barstow jest dzisiaj nieczynne, oglądamy za to zabytkowe lokomotywy Santa Fe.
Potem wizyta w lokalnym outlecie w poszukiwaniu okazji zakupowych.
Kolejny punkt wycieczki to Calico – ghost town. Miasteczko skansen, zachowane z czasów dzikiego zachodu. Kiedyś były tu kopalnie, liczba mieszkańców sięgała dwóch tysięcy. Obecnie jest „wymarłe”, co jednak nie odpowiada rzeczywistości, bo są tu tłumy turystów i spora grupa osób obsługujących dziesiątki sklepów z pamiątkami.
Jeździ kolejka, są kowboje w strojach z epoki i ogólnie wygląda to jak specyficzne wesołe miasteczko. Zabijamy tu trochę czasu, bo nie chcemy pojawiać się u Ewy zbyt wcześnie. W końcu jednak kierujemy brykę na pustynię Mojave, samotną drogą w kierunku fortu Irwin.
Wjazd jest doskonale strzeżony przez stacjonującą tu jednostkę wojskową. Wydanie nam przygotowanej wcześniej przepustki trwa kilka minut, jeszcze kontrola i wjeżdżamy na teren fortu.
Dopiero tutaj czujemy się jak w prawdziwym ghost town. Miasteczko jest czyste, wręcz sterylne, piękne domki niewiele różnią się od siebie. Jest 15:00 a na ulicach nie ma żywej duszy, parkują tu tylko nieliczne samochody, wygląda jakby wszyscy zapadli się pod ziemię.
Klimat trochę rodem z filmu Truman Show, a może to jakiś film o zombie? I za chwile my również się zarazimy śmiertelnym wirusem? Jest upał, błądzimy po tych identycznych ulicach w poszukiwaniu jakiegoś schronienia do czasu aż pojawią się nasi gospodarze. (jeśli jeszcze żyją)
Uff, jest tu Burger King a w nim ludzie i nie chcą zjadać naszych mózgów.
Pojawia się też Sylwia, zaprasza do domu i już jest normalnie. Pijemy piwko, potem przenosimy się do Ewy. Znów trochę pijemy ale jest już 19:00 i ledwo utrzymujemy się w pozycji siedzącej za stołem. Wytrzymujemy jeszcze do 21:00 i idziemy spać razem z dziećmi. Warto było, bo myślę, że teraz już jetlaga mamy za sobą.
WTF of the Day:
Tankowanie pre-paid. Najpierw płacisz, potem obsługa odblokowuje dystrybutor, jak na Ukrainie. A czytałem, że w stanach klient czuje się klientem, nie potencjalnym złodziejem. :P

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz