czwartek, 9 kwietnia 2015

Zombie Ghost Town

Znów budzimy się ok 2:00 i nie chce nam się spać, a w trasę wyruszamy przed 5:00. Trudno, mamy nadzieję, że uda się znowu wcześniej położyć. Na parkingu jakiś meksykanin próbuje wysępić ode mnie klucz do pokoju dla swojej dziewczyny. Nie bardzo rozumiem gdzie tu haczyk ale na wszelki wypadek daję mu kosza.
Z Los Angeles chcemy wydostać się przez góry i tam właśnie zastajemy wschód słońca.





Zaplanowana droga wije się coraz wyżej, mimo że ciepło – pojawia się śnieg na poboczu. W pewnym momencie widać znak informujący o tym, że droga jest zamknięta. Szlaban jednak otwarty, więc interpretujemy te sprzeczne sygnały na naszą korzyść i jedziemy dalej.


Tu nie ma już zupełnie samochodów. Po kilkudziesięciu kilometrach trafiamy jednak na tunel, a za nim pełen parking i człowieka próbującego nas zatrzymać:
- A you from the filming crew?
- No.
- Oh sorry then, go ahead…
Po chwili faktycznie jest tłumek ludzi, sprzętu I samochodów ekipy filmowej a dalsza droga zamknięta. Rozmawiam chwilę ze strażnikami parku i okazuje się, że faktycznie dalsza droga jest nieczynna i czeka na otwarcie sezonu. Cofamy się więc i objeżdżamy Twin Peaks trochę inną trasą.
Za górami mamy pierwsze dziś odcinki drogi nr 66.




Muzeum route 66 w Barstow jest dzisiaj nieczynne, oglądamy za to zabytkowe lokomotywy Santa Fe.




Potem wizyta w lokalnym outlecie w poszukiwaniu okazji zakupowych.


Kolejny punkt wycieczki to Calico – ghost town. Miasteczko skansen, zachowane z czasów dzikiego zachodu. Kiedyś były tu kopalnie, liczba mieszkańców sięgała dwóch tysięcy. Obecnie jest „wymarłe”, co jednak nie odpowiada rzeczywistości, bo są tu tłumy turystów i spora grupa osób obsługujących dziesiątki sklepów z pamiątkami.





Jeździ kolejka, są kowboje w strojach z epoki i ogólnie wygląda to jak specyficzne wesołe miasteczko. Zabijamy tu trochę czasu, bo nie chcemy pojawiać się u Ewy zbyt wcześnie. W końcu jednak kierujemy brykę na pustynię Mojave, samotną drogą w kierunku fortu Irwin.


Wjazd jest doskonale strzeżony przez stacjonującą tu jednostkę wojskową. Wydanie nam przygotowanej wcześniej przepustki trwa kilka minut, jeszcze kontrola i wjeżdżamy na teren fortu.
Dopiero tutaj czujemy się jak w prawdziwym ghost town. Miasteczko jest czyste, wręcz sterylne, piękne domki niewiele różnią się od siebie. Jest 15:00 a na ulicach nie ma żywej duszy, parkują tu tylko nieliczne samochody, wygląda jakby wszyscy zapadli się pod ziemię.




Klimat trochę rodem z filmu Truman Show, a może to jakiś film o zombie? I za chwile my również się zarazimy śmiertelnym wirusem? Jest upał, błądzimy po tych identycznych ulicach w poszukiwaniu jakiegoś schronienia do czasu aż pojawią się nasi gospodarze. (jeśli jeszcze żyją)
Uff, jest tu Burger King a w nim ludzie i nie chcą zjadać naszych mózgów.
Pojawia się też Sylwia, zaprasza do domu i już jest normalnie. Pijemy piwko, potem przenosimy się do Ewy. Znów trochę pijemy ale jest już 19:00 i ledwo utrzymujemy się w pozycji siedzącej za stołem. Wytrzymujemy jeszcze do 21:00 i idziemy spać razem z dziećmi. Warto było, bo myślę, że teraz już jetlaga mamy za sobą.

WTF of the Day:
Tankowanie pre-paid. Najpierw płacisz, potem obsługa odblokowuje dystrybutor, jak na Ukrainie. A czytałem, że w stanach klient czuje się klientem, nie potencjalnym złodziejem. :P


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz