sobota, 18 kwietnia 2015

Santa Barbara

Dalej w kierunku Los Angeles, droga nr 1 łączy się już z autostradą i zupełnie traci swój widokowy charakter. Dzisiaj kilka razy tylko widzimy ocean. Odwiedzamy Santa Barbara, bardzo wczasowa miejscowość. Pełno tu sklepów, knajpek i innych atrakcji,







Nie do końca ogarniam tutejsze zasady związane z parkowaniem. To znaczy generalnie rozumiem je, mimo że skomplikowane, ale jak oni to egzekwują bez parkomatów?


W Santa Barbara wszystko jest opanowane przez korporacje i miasto nie ma klimatu dawnych lat, który tak bardzo podobał mi się w mniej skomercjalizowanych i odludnych miasteczkach. Dopiero odbijając na tankowanie do Ventura, odnajdujemy ręcznie malowane reklamy, rodzinne knajpki, country-owy klimacik.





Przed Malibu droga znów sięga oceanu i tu jest raczej nieciekawa, ale bardzo długa plaża tuż przy szosie. Spędzamy na niej trochę czasu mimo, że wieje zimny wiatr.




Choć zimno – nie pada, chcemy jechać z otwartym dachem i znów stosujemy genialnie prosty trick z ogrzewaniem.
Samo Malibu wygląda zupełnie inaczej niż Santa Barbara, tu się nie jeżdzi na wczasy - tu się mieszka.

Na noc stajemy w Thousand Oaks, oczywiście swoje dolary zostawiamy w sieci ABVI i ponownie już zaskakuje nas kreatywność korporacyjnego dekoratora wnętrz.


WTF of the day: Rob-a-bank
Bank, którego sama nazwa dyslektycznie zachęca by go obrabować.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz