sobota, 18 listopada 2017

Kings Canyon

Następny przystanek to Kings Canyon. Tu wycieczka jest bardzo krótka, bo szlak w pewnym momencie został zamknięty ze względu na obsunięcie ścieżki.







Tutejszy resort już nie jest wolny od komarów, wręcz przeciwnie mają tu wszystko, co outback ma do zaoferowania a Australijczycy nazywają jednym terminem: „wildlife”. Wieczorem nie pada i tej nocy witam się ze śmiercią z przegrzania (34°C). Dwukrotnie biorę zimny prysznic biegając po uśpionym kempingu w gaciach, oganiając się od legionów komarów, innego robactwa i rozglądając za psami Dingo. Nie zliczę ile razy włączam silnik by uruchomić klimatyzację, co pomaga na jakieś sześć minut. Nie śpię w zasadzie wcale a dany mi od boga czas wolny spędzam na powzięcie silnego postanowienia, by podnieść standard kolejnego noclegu w Red Centre do poziomu klimatyzowanego domku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz