W drodze zastanawiamy się nad tym, kto rządzi w outbacku? Jaka forma życia dominuje w tym miejscu, które nie jest pustynią, bo porośnięte drzewami i krzakami, ale nie jest też zbyt przyjazne czy przytulne. Na pewno nie są to aborygeni ani kangury, owszem występują, ale nie na każdym kroku. Psy Dingo? Nie spotykamy ani jednego, mimo że jeden z kempingów wręcz chwali się tym, że są wszędzie i żeby ich nie karmić. Nie jestem biologiem i moja wiedza opiera się wyłącznie na tym, co obserwuję przez ten krótki czas. Mam mianowicie trzy typy:
Pierwszy to muchy. Muchy są wszędzie. Wyjście z samochodu nieodzownie łączy się z przydzieleniem człowiekowi jednej sztuki lub grupy much, które za swój cel obierają siedzenie mu na twarzy. Liczba zainteresowanych much jest wprost proporcjonalna do czasu, jaki upłynął od ostatniego prysznica. Każdy postój w outbacku wymaga założenia kapelusza z siatką a pierwsze kilometry po postoju to wypuszczanie much przez okna. Muchy wkurzają nie czyniąc zła.
O ile muchy działają w dzień to w nocy aktywują się komary. Komary zmuszają do spania przy zamkniętych oknach mimo upału na zewnątrz. Komary gryzą, komary są złe. Dokuczają nam do czasu aż nie kupimy moskitiery na okna. Kim jest więc zwycięzca?
Gatunek dominujący jest dostępny wszędzie, aktywny w dzień i w nocy, gryzie, jest najliczniejszy i nie przeszkadzają mu żadne warunki atmosferyczne. Władcą outbacku jest moim zdaniem mrówka. Są miejsca gdzie jest ich mniej, co nie oznacza, że ich nie ma. Do samochodu nie wchodzą, wnosisz je na stopach. Wypicie herbaty lub zjedzenie posiłku przy jednoczesnym przebieraniu nogami nie należy do łatwych. Na mrówki nie mamy sposobu, trzeba dokładnie patrzeć gdzie jest ich najwięcej i omijać te miejsca. Mrówki nie są złośliwe po prostu jest ich za dużo, pewnie nie mają żadnych naturalnych wrogów. Były tu miliony lat przed kangurami i będą miliony lat po człowieku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz