Wstajemy wcześnie bo o 7:00, żeby o 7:30 pojechać z Alberto na kanał. Sprawdzam zawieszenie, okazuje się, że spaw robiony przed wyjazdem puścił, przy okazji dokręcam mocowanie innego wahacza. Trzeba poszukać mechanika. Dziś postanawiamy zwiedzić kanion Osum, więc jedziemy w kierunku Tirany. Zajeżdżam do pierwszego AutoServis po drodze, warsztat bardzo skromy i brudny, chyba od traktorów. Gościu próbuje dospawać nakrętkę, ale przegrzewa i wytapia część polibusza. Zabraniam mu dalej spawać więc próbuje dokręcić nową nakrętkę, dokręca tak mocno, że stukanie ustaje – jedziemy dalej.
Cały dzień jest straszny upał.
Między innymi korzystamy z dobrodziejstw albańskiej autostrady, muszę tu napisać dwa słowa. Autostrada w Albanii to dwie jezdnie oddzielone pasem zieleni lub barierką zabezpieczającą. Przy czym barierka, jeśli występuje, to tylko z jednej strony, kierowcę na przeciwnm pasie straszą słupki mocujące. Po prawej stronie „autostrada” nie jest w żaden sposób oddzielona od świata zewnętrznego. Są tam więc domy, sklepy, stacje benzynowe, jednym słowem życie toczy się na poboczu, ktoś się włącza do ruchu, ktoś idzie pieszo pod prąd itd. Tak naprawdę przypomina to nasze drogi krajowe ale u nas nie błąkają się po nich nieoznaczone zwierzęta typu osioł. Już wcześniej słyszałem, że na albańskiej autostradzie skrzyżowanie może być rozwiązane jako rondo, więc się specjalnie nie dziwię gdy dojeżdżam do takiego miejsca. Aha no i nie można zapomnieć o studzienkach kanalizacyjnych wystających z jezdni na kilkanaście cm!
Po drodze mijamy Durres, więc wpadamy z wizytą na plażę. Woda ciepła, ale bardzo słona. Trochę śmierdzi, chyba to rybacy łowią coś, co powoduje taki syf, bo z dala od sieci jest OK. Jak na miejscowość wczasową to trochę tu zbyt brudno no i tłoczno, ale to zrozumiałe. Po kąpieli szukamy sobie cienia i wtedy atakuje nas jakiś wielki rozwścieczony pies. Na szczęście był na łańcuchu, bo w klapkach nie mielibyśmy wielkich szans na obronę.
Jedziemy dalej w skwarze i kurzu dość długo, kanion robi się ciekawy dopiero za Corovode a wypatrujemy go już od Berat. Do Corovode dojeżdżamy dopiero po 18-tej. Znajdujemy fajne miejsce nad rzeką kilka km za miastem. Woda jest czyściutka i bardzo ciepła, co jest trochę dziwne w górskiej rzece. Od razu idziemy się wykąpać.
Do wieczora walczymy z komarami i muchami końskimi - są jednak minusy tego miejsca.