sobota, 13 sierpnia 2011

Elbasan - Kruja - Montenegro

Schodzimy na śniadanie, restauracja jest kompletnie pusta, nikt nie mówi po angielsku, więc nie mamy pewności czy facet na recepcji zrozumiał o co nam chodzi. Kelner krąży kilkakrotnie po Sali ale unika naszego wzroku, czekamy tak z pół godziny. W końcu nadchodzi omlet.

Przed wyjazdem pytamy o mechanika i portier wskazuje nam ogólny kierunek. Zajeżdżamy do warsztatu, który dobrze widać z drogi. Jest całkiem nieźle wyposażony, cztery podnośniki, wszystko czyste, na placu czekają same lepsze fury: ML-e, BMW, Kajenka itp. Pokazuję jednemu z mechaników w czym problem i od razu kieruje mnie na podnośnik. W niecałe 30 minut mam ponownie zamocowany drążek stabilizatora, sprawdzone wszystkie śruby w zawieszeniu i dokręcone gdzie trzeba, sprawdzone płyny, dokręcone koła. Wkoło Patrola kręci się aż trzech mechaników - obsługa jak w pitstopie F-1. Jestem pod wrażeniem, tym bardziej, że facet nie chce pieniędzy za usługę.

Nie chciałem już przeginać i prosić o naprawę sprzęgiełka, bo to na pewno mocno przedłużyłoby naszą wizytę w pitstopie. Z zaplanowanych tras offroadowych w Albanii została mi jeszcze jedna, w dodatku chyba najtrudniejsza. Jesteśmy teraz jednym samochodem i nie mamy sprawnego napędu na przód, więc postanawiam odpuścić już szaleństwa 4x4.

Zwiedzamy Kruję




a potem kierujemy się na plaże do Czarnogóry.

Granica z Czarnogórą w pobliżu Szkodry jest bardzo dobrze zorganizowana. Pogranicznicy Albańscy i Czarnogórcy stacjonują w tych samych budkach, jest tylko jedna odprawa. W kolejce jednak naprzykrzają się cygańskie baby z dziećmi, są ich całe tłumy, krążą między samochodami i robią zbolałe miny.

O 17-tej trafiamy na kemping dla samochodów, przyczep i kamperów. Zlokalizowany w lesie w cieniu i tuż przy plaży. Spotykamy Polaków w Patrolu. Jemy pizzę, pijemy zimne piwo w barze – fajne miejsce, niczego tu nie brakuje.