poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Nina

Powoli kierujemy się do domu, chcemy dziś przejechać Czarnogórę. Po drodze zahaczamy o Sveti Stefan. Jemy obiad w restauracji, kąpiemy się w morzu.



Piękna miasteczko tylko zdecydowanie zbyt wielu tu Rosjan. W restauracji są tylko Rosjanie i my, wchodzą, wychodzą i wszyscy równo robią sobie obciach. Przykłady: Ostentacyjnie bawią się komórkami, jak dzieci, jeden gość podczas obiadu z rodziną ogląda na stole jakiś film pełnometrażowy, słychać go dwa stoliki dalej. Dwóch facetów wchodzi w t-shirtach i od razu po zajęciu stolików je zdejmują, ubierają się dopiero przed wyjściem na ulicę. Jakaś starsza kobieta wchodzi w mokrym stroju kąpielowym (WTF?).

Jedziemy jeszcze do Pluzine do Aleksandra po śliwowicę dla Sławka. Gospodarz cały czas krzyczy coś do siebie w sposób dla nas niezrozumiały, chyba jest trochę wcięty. Kupujemy flaszkę i jedziemy dalej, jest dopiero 18-ta. Chcemy dojechać do granicy z Bośnią i zatrzymać się na jednym z tamtejszych kempingów.

Ciekawa sprawa, że wszystkie kempingi są w zasadzie puste, jedziemy do jedynego w którym są goście. Po 20 minutach jak już pijemy piwo w barze okazuje się że nie możemy zostać (i kolejny WTF). Po ciemku jedziemy do baru przy drodze zapytać czy możemy gdzieś tu zaparkować. Nina (barmanka) wskazuje nam parking na zapleczu, 2 EUR/noc. Przy piwku Niksićko w barze u Niny oglądamy sobie zdjęcia, potem robimy sobie kolację, bo pobliska restauracja o tej godzinie oferuje tylko kanapki z lodówki.

Jakoś o północy kładziemy się spać ale się nie wyśpimy bo w knajpie obok cały czas naparza lokalna muzyka weselna, balety trwają na całego. Około pierwszej używam zatyczek i zasypiam, że też wcześniej na to nie wpadłem.